poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Snow?!

31. 03. 2013

Święta Wielkanocne a za oknem śnieg... #Rżal.
Nie-na-widzę-śniegu! Nie cierpię! Chcę już lato!
święta jak to święta =) dzielimy się jajkiem a ciocia do mnie: No, życzę ci fajnych koncertów, spotkania tego Łan Direkszyn i jak będą grać to niech tam któryś wskaże na ciebie palcem i powie: ta mi się podoba! i niech cię na scenę wyciągnie... huhu xd jaby mi w myślach czytała ^^ xD
Święta Bożego Narodzenia całe przepłakałam pamiętacie, prawda? Przez Niego... Teraz jest inaczej. On dla mnie się nie liczy i jestem z tego prze cholernie zadowolona :D A tak a propos niego, to podobno ma różyczkę...
Nie dawno miał miejsce pożar u nas w miejscowości. Chłopak podkładał do pieca i buchło tak, że całą twarz ma zmasakrowaną. Nie mogę w to uwierzyć, on jest takim fajnym, przystojnym chłopakiem. Podobno jest w śpiączce. Ja... on... on mi się kiedyś bardzo, bardzo podobał. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim radzą jego krewni, dziewczyna. To straszne.

W Wielki Piątek byłam na Kalwarii i gdzie nie spojrzałam tam zakochani, właśnie przed chwilą oglądnęłam "Historia Kopciuszka" i tam też całusy. I tak sobie czasem myślę, fajnie by było mieć chłopaka... wiecie, żeby mnie tak w pełni akceptował, moją ziemiankową twarz i moją wagę.
Ale to tylko głupie urojenia nastolatki, wysokiej nastolatki. Nie wiem czy kiedyś znajdę tak wysokiego faceta... no chyba że Marcin Prokop xD
Dobra ogar, za chwilę przyjedzie (((chyba))) wujek Maniek, jak ja go uwielbiam ♥_♥lecz nie wiadomo czy przyjadą a ja wpadłam na fajnego imgana, będzie on napisany z perspektywy chłopaka- tak jak ja sobie to wyobrażam =)

Włączcie sobie One Direction♥


Znów tam jest. Ja zwykle ślicznie wyglądająca, uśmiechnięta i pogodna. Jej złote włosy opadały na odkryte ramiona ułożone w nieładzie, współgrając z zieloną do kolan sukienką, która zarazem podkreślała jej duże, zielono- morskie oczy. Uśmiechnięta rozmawiała ze swoją przyjaciółką, siedząc jakieś trzy stoliki ode mnie.
- No co Tristan?- zawołał na mnie Brad- nie podejdziesz do księżniczki?
Puściłem to po mimo uszu. Wpatrując się w znikającą w drzwiach stołówki Mary, zatopiłem zęby w hamburgerze.
- Tristan, wiesz, że kiedyś musisz się do niej odezwać- pouczał mnie Eric, siedzący na przeciwko.- Jak ty tego nie zrobisz, to ja się nią zajmę.
- Spróbowałbyś- postraszyłem.
Chłopaki siedzący przy stoliku zrobili głośne "Uuuu", ale to jeszcze nie był koniec ich zabawy.
- Uważaj Eric- zaczął Brad- jak się do niej zbliżysz to Tristan cię utopi w naszym szkolnym basenie. 
- Właśnie- zgodziłem się z Bradem.- Chociaż raz koleś ma rację.
Chłopaki wybuchnęli śmiechem a ja wziąłem torbę i wyszedłem ze stołówki, rozglądając się za Mary. Teraz matematyka- moja ulubiona lekcja. Ciekawe dlaczego Mary jej nie lubi?
Idąc korytarzem, jak zwykle zatrzymałem się przy szkolnej prasie. Podeszłem do stolika z gazetami i wziąłem jedną do ręki. Już chciałem odwrócić ją by poczytać o futbolu, kiedy na pierwszej stronie zobaczyłem Mary i Cedrika przedzielonych grubą, czerwoną kreską. Tytuł artykułu brzmiał: "Czyżby jakiś romans wisiał w powietrzu?". Ze zmieszaniem a zarazem złością, wręczyłem kobiecie pieniądze za gazetę i pochłonięty w lekturze szedłem przez korytarz na nic nie zwracający uwagi.

Śliczna, pogodna i zawsze uśmiechnięta Mary Lecoc i mięśniak z drużyny futbolowej Cedrik Fell.
Co jest pomiędzy nimi?- pyta Rita Skeeter najlepsza, najszczersza pisarka...

To zapowiada się ciekawie. Powinna dodać że jeszcze najskromniejsza.

Na ostatnim meczu Tygrysów z Stonehill, Mary bardzo dobitnie kibicowała Cedrikowi, 
przynosząc na stadion plakietni z jego nazwiskiem oraz wielki transparent z napisem:
"Cedrik najlepszym futbolistą"
Oczywiście na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech gdy zobaczył ją w tłumie,
a transparent był tylko wisienką na torcie. 
Przyjacile z otoczenia naszych gołąbeczków mówią, że spotykają się oni na randkach. 
"Ostatnio widziałam ich w Barze Bartiego, siedzieli przy jednym ze stolików trzymając się za ręce i patrząc sobie prosto w oczy"- mówi koleżanka Mary, Isabell Miller. 
Zastanawia mnie jedno: Czy ludzie na prawdę chcą aby byli razem i twarzą plotki, czy też może na prawdę coś w tym jest. Moim zadaniem sprawa jest jasna: Mary i Cedrik to nowa szkolna para....

 - Ty już na pewno tworzysz plotki!- krzyknąłem, ale w głębi serce bałem się, że to prawda.
Szedłem korytarzem, przeklinając w myślach Rite oraz Cedrika, kiedy nagle na coś wpadłem. Na coś, lub raczej na kogoś. 
- Bardzo cię przepraszam- mówiłem pospiesznie, zbierając książki które upadły temu komuś na ziemię.- Nie chciałem.. na prawdę. 
- Wszystko w porządku, nic się nie stało- odpowiedziała a ja wiedziałem już kto to jest. 
Podniosłem wzrok i spotkałem się oko w oko z Mary. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami a jej złote włosy rozwiewał lekki wiatr, wpadający na korytarz przez uchylone okno.
Mary troszkę się zmieszała, wzięła swoje książki i wtedy zobaczyła gazetę leżącą na podłodze. 
- Ty w to wierzysz?- zapytała. 
Nie odpowiedziałem od razu. Wpatrywałem się w nią przez dłuższą chwilę, ucząc się każdego kawałka jej twarzy na pamięć. 
- A mam w to uwierzyć?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie. 
Zapadło niezręczne milczenie. Miałem taką wielką ochotę dotknąć jej policzka, jej pięknych złotych włosów...
- Musze już iść na lekcję- rzuciła.
I zanim zdążyłem coś powiedzieć, ona odeszła nie oglądając się za siebie. Patrzyłem na nią tak długo, aż nie zniknęła za zakrętem korytarza. Schyliwszy się po gazetę zauważyłem jakąś błyskotkę leżącą tuż pod czasopismem. Przyglądając się bliżej ozdobie, olśniło mnie, że to przecież naszyjnik Mary. Naszyjnik który nosiła od podstawówki- mały aniołek, wysadzanymi diamencikami. Zastanawiałem się czy za nią nie pobiec, ale kiedy spojrzałem na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, ruszyłem pędem przez korytarz, wiedząc, że jestem już grubo spóźniony. 
Przez całą lekcje matematyki nie mogłem się skupić, a kiedy wychodziłem na przerwę chciałem jak najszybciej odnaleźć Mary by oddać jej zgubę, lecz przypominałem sobie, że ona dzisiaj ma trening jazdy konnej więc powlokłem się do domu.

- Dziękuję ci, martwiłam się, że już nigdy go nie znajdę- Mary uśmiechnęła się do mnie następnego dnia, kiedy wręczałem jej naszyjnik. 
- Daj, pomogę ci zapiąć. 
Przechwyciłem od dziewczyny drobiazg i założyłem jej go na szyję, odgarniając złote, długie włosy. Miałem ochote ją pocałować, ot tak- po prostu. Ale nie mogłem tego zrobić z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że wokół było pełno ludzi, a drugi i rzecz jasna ten ważniejszy, nie chciałam sprawić by Mary się do mnie zraziła.
- Może...- zawahała się.- Może zjesz ze mną obiad? Moja kumpela Isabell zachorowała, więc pomyślałam... 
Zastygłem bez ruchu z radości. 
- To znaczy jeżeli nie chcesz... Wiem, że masz przyjaciół...
- Nie! Nie... Znaczy mam przyjaciół, ale poradzą sobie beze mnie. 
Mary uśmiechnęła się. Wyjęła lunch ze swojej szafki, po czym skierowaliśmy się w stronę stołówki. Nie mogłem się powstrzymać i zerkałem na nią, mając nadzieje, że ona tego nie zauważa. Szliśmy pochłonięci w rozmowie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Kilka razy o mało co nie wpadłem na mijających mnie ludzi. Kiedy przechodziliśmy obok drużyny futbolowej Cedrik nas zauważył. Przeprosił swoich kumpli i szybko do nas podszedł, całując Mary w usta. Znikąd pojawiła się Rita i pstryknęła fleszem, rażąc mnie po oczach. 
Jeszcze przez długą chwilę nie dochodziło do mnie to, co się stało.

Dobra. Wiem- zawaliłam xd miało być zupełnie inaczej... no ale trudne, wyszło jak wyszło xD 
Brak weny widać w tym beznadziejnym imganie xD

Zadziwiające ile wspomnień nosi w sobie zapach wieczornego powietrza.
Baj♥

01. 04. 2013


Cześć, znowu.
Postanowiłam połączyć dwa posty w jeden, jak już pewnie zauważyliście. Dzisiaj mam kiepski humor.
Moja mama pojechała na narty, w sumie to też chciałam jechać na desę, ale ja nie umiem jeszcze dobrze jeździć, a jak przypuszczam tam jest wyciąg linowy- więc kompletnie nie dla mnie i przez to nie pojechałam. Mamy w dodatku tylko jedną deskę, więc mój brat pojechał. No i teraz tak sobie płacze... Nie ważne.
Postanowiłam dzisiaj poćwiczyć- ale to później.
Wczoraj słuchając jednej starej, zapomnianej przeze mnie piosenki, wpadłam na imgana. Przynajmniej postaram się wam wynagrodzić to coś, co napisałam poprzednio. xp

Dobrze. Więc tak:
Główna bohaterka to Nicole.
Nie mogę dodać jej zdjęcia, ponieważ na pewno każda z was chce się w nią wcielić ;)
Główny bohater to Jacob Black, wilkołak należący do watahy w której skład wchodzą:


Na samym początku Jacob Black.
Po jego lewej Sam Uley.
Po lewej stronie Sama stoi Paul.
Ta mała główka pomiędzy Samem a Jacobem to Jared.
A ten ostatni to Embry.
Sam jest Alfą, czyli "przewodniczącym" tej watahy, natomiast Jacob to Beta. Lecz tak na prawdę to Jacob powinien być Alfą, przez przodków, ale to jest skomplikowane i żeby to
 zrozumieć musiałybyście przeczytać wszystkie części "Zmierzchu" =) W skrócie: Jacob nie chcę być Alfą, więc Sam nią jest. A i każdy musi się poddać Alfie. To jest ich "pan" którego muszą słuchać. 

 Teraz coś o Jacobie. Ten przystojniak na zdjęciu po lewej to on. Mój mąż *.* xD
Jacob przybiera postać wilkołaka, jak wszyscy w watasze. Kiedy jest wilkiem, wygląda jak tamten wilk, o niżej tam xd Rdzawo-ruda sierść i kły to cechy tego chłopaka obok. 
Jacob czytaj Dżejkob xd no i nazywają go też Jake czyli Dżejk xD

              

EMBRY =)

 To jest Rose. Jej charakter poznacie czytając imgana.
Wyraz jej twarzy po części opisuje charakter tej osóbki.
Ładna franca xd






Ps. Muszę wam jeszcze wyjaśnić co to wpojenie.
Więc wpojenie występuje tylko u "Zmiennokształtnych" czyli w tym przypadku wilków.
Wpojenie to zakochanie się w kimś od pierwszego wyjrzenia, bezgraniczna miłość, opieka i pomoc ze strony wilka. Dla osoby wpojonej zawsze będzie się chciało jak najlepiej. To jest jak grom z jasnego nieba.
'Jeśli wilkołak sobie kogoś wpoi pragnie by ta osoba była bezpieczna i by być zawsze przy niej . Wilkołak może dostać wpojeniem tylko raz i do końca życia to wpojenie będzie trwać.'- według kogoś tam.xd

Okej, wszystkie najważniejsze informacje znacie, to zaczynamy =)

Ps2. Nicole wie o wilkołakach. Znaczy wie co to wpojenie i wie, że jej wioski (((rezerwatu))) strzegą wilkołaki, zna ich imiona, lecz nie wiek który jest którym wilkołakiem =) czyli, że nie wie, że Jacob jest rudo-rdzawy, Paul ciemno-szary. Sam czarny. Embry jasno- popielaty. Jared ciepło-brązowy

Ps3. Skóra wilkołaków jest zawsze gorąca, bez względu na deszcz, śnieg czy wiatr ;D

OBOWIĄZKOWO!-------> Red- Pieces jak się skończy to włączcie od początku xD


Drogi Pamiętniku!
Czuję, że się zakochałam. Ale nie zauroczyłam, ja prawdziwie pokochałam. 
Pokochałam jego piękne czarne oczy, jego włosy i zacięty wyraz twarzy. 
To, w jaki sposób się wyraża, porusza- interesuje mnie. 
Za każdym razem, kiedy go widzę, coś się ze mną dzieje. Moje ręce zaczynają się pocić, 
na mojej twarzy pojawia się uśmiech, a motylki w brzuchu zaczynają wirować.
To uczucie jest całkiem przyjemne. 
Embry to takie piękne imię, prawda? 
On jest wilkołakiem. Strzeże naszego pięknego rezerwatu La Push. 
Tylko trochę się niepokoje, właśnie z tego powodu, że nim jest.
Nachodzą mnie obawy, że on mógł już kogoś wpoić, a jest to prawdopodobne. 
Chciałabym wyrzucić to wrażenie, że jest wpojony, ale jakoś nie potrafię 
i to mnie denerwuje. Opór tego denerwującego uczucia, jest jedna osoba która mnie denerwuje.
A mianowicie Rose.
Musze już iść, mama prosi mnie aby poszła do sklepu. 



Twoja Nicole
 
 Odłożyłam pamiętnik na nakastlik stojący obok łóżka. Wzięłam kurtkę do ręki z oparcia krzesła i wyszłam ze swojego pokoju, kierując się do drzwi wyjściowych. Zgarnęłam ze stołu drobne i zakodowałam w mózgu, że mam kupić makaron do spaghetti. Wychodząc na zewnątrz naciągnęłam na siebie kurtkę, ale jej nie zapinałam. Słońce przebijało się przez gęste chmury, które je zasłoniły, bijąc pojedyncze stropy światła na niespokojny Pacyfik, którego fale uderzały o puste już plaże, na których znajdywały się korzenie wyrzucane przez ocean, oraz o wysokie na dwadzieścia metrów skały, z których często skakali- prosto w paszcze oceanu- kumple Sama. W powietrzu dało się wyczuć, że dzisiaj na pewno będzie padać.
Idąc wąskim chodnikiem, dostrzegałam już sklep pana Barriego. Dach porosły mchy, a z rynny wystawały pojedyncze źdźbła trawy. Czerwona farba schodziła już ze ścian budynku.
Wraz z wejściem do środka usłyszałam słynny dzwoneczek, który dzwonił za każdym razem gdy ktoś wchodził do sklepu. Pan Barry stał za ladą, wykładając nowy towar na półki. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i pomachał mi ręką, w której trzymał koncentrat pomidorowy.
- Dzień dobry- przywitałam się pogodnie.
- Witaj skarbie, czego ci potrzeba?- zapytał odrywając się od wykonywanej czynności.
- Mama dzisiaj bawi się w szefa kuchni- przyznałam z uśmiechem- potrzebny będzie makaron do spaghetti.
Pan Barry spojrzał na jakąś listę. Patrząc na tego sędziwego staruszka, który był miłym i przyjaznym człowiekiem, nie mogłam uwierzyć w to, że jego córką jest Rose.
- Och słonko- przemówił na powrót.- Dzisiaj miałem dostawę i jeszcze nie wszystko jest rozpakowane. Wiesz gdzie mamy magazyn. Podeszłabyś tam i przyniosła sobie? Moje nogi już nie są takie szybkie jak twoje- mrugnął do mnie. 
- Oczywiście, z wielka chęcią pomogę- zaproponowałam.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam ze sklepu, ponownie słysząc dzwoneczek.
Magazyn znajdował się z tyłu sklepu. Skierowałam się w tamtą stronę, przyglądając się odchodzącej, czerwonej farbie i niszcząc bujną trawę po której stąpałam. Nie było tu już kamieni pomieszanych z piaskiem, tak jak przed samym sklepem. Obok sklepu pana Barriego, zarówno po prawej jak i po lewej jego stronie, stały małe domki ciągnące się przez kilkaset metrów na północ i południe. Na tyłach każdego domku znajdywał się las. Bardzo rozległy las. Krążą różne legendy, opowieści i bajki z nim związane.
Po drugiej strony ulicy też znajdywały się domki, ale tylko pojedyncze, które otaczał wielki ocean, którego szum można było usłyszeć aż tutaj.
Kiedy skręciłam, aby wejść do magazynu o mało co nie wpadłam na Embrego i Rose.
Rose była oparta plecami o framugę drzwi od magazynu, a Embry trzymał ją w ramionach. Stanęłam jak wryta. Rose zauważyła mnie, uśmiechnęła się do mnie z triumfem i jeszcze bardziej łapczywie zaczęła całować Embrego, który nie robił żadnych sprzeciwów. Cofnęłam się do tyłu.
Nie, to nie możliwe.
Patrząc na Embrego, który coraz namiętniej całował Rose, wiedziałam już, że się w nią wpoił. Wiedziałam to, ale nie chciałam tej myśli dopuścić do siebie. Zaczęłam kręcić głową, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Embry był za bardzo pochłonięty tym co robi, dlatego nie dostrzegł mnie, ale Rose patrzyła mi prosto w oczy i śmiała się, nie przestając go całować. Zrobiłam jeszcze krok do tyłu, a Embry zaczął całować Rose po szyi zjeżdżając niżej i niżej, i niżej, i niżej, aż jego ręce zaczęły rozpinać guziki jej szkarłatno- żółtej bluzki. Nie chciałam na to patrzeć.
Nagle zza rogu wyszedł Jacob.
Spojrzał na mnie, potem podążył za moim wzrokiem i zauważył Embrego i Rose, a potem znów spojrzał na mnie. Serce mówiło: stój. Mózg podpowiadał: uciekaj. Czy choć raz nie mogli się zgodzić? Jeden jedyny raz. Chciałam posłuchać mózgu i uciec jak najdalej stad, ale moje nogi nie chciały się ruszyć, jakby porósł je wielki bluszcz, który sprawił, że jestem tu uwięziona. Embry spostrzegł Jacoba. Uśmiechnął się do niego i powiedział:
- Jake, stary, wpoiłem się- wyszczerzył zęby w uśmiechu.- I to w takiej ślicznej dziewczynce- uśmiechnął się do Rose i pstryknął jej nos.- Najpiękniejszej dziewczynie na ziemni, o pięknych błękitnych oczach, które sprawiają, że czuję się jak w niebie, oraz burzy brązowych włosów, które pachną jak sad z owocami w lecie. Wiesz jak ona całuje?- zwrócił się do Jacoba.- Staaaaary to jest kosmos dopiero. No ale niestety nigdy nie poczujesz jak całuje, ponieważ odgryzłbym ci łeb i zakopał w ogródku jakbyś się do niej zbliżył- uśmiechnął się przebiegle.- Musze też ostrzec Paula, choć myślę, że on się nie zbliży do mojej Rose, ponieważ ma swoją Melanie... Ach, ty też musisz sobie kogoś wpoić, bo to piękne uczucie- znów pocałował Rose.
Potrząsnęłam głową, Embry mnie dostrzegł.
 Puściłam się biegiem przez las, chłostana gałęziami drzew i wciąż potykająca się o pnie i kamienie biegłam ile sił w nogach jak najdalej od tamtego miejsca. Do oczy napłynęły mi łzy, które wywołał silny podmuch wiatru. Przed oczami wciąż widziałam obraz Embrego i Rose sprzed chwili. Przyspieszyłam. Drzewa rosły coraz gęściej, przez co musiałam być ostrożniejsza. Przez ciemno- zielony mech porastający pnie wiedziałam, że zapuściłam się głęboko w las. Zwolniłam do marszu. Kolejny podmuch wiatru sprawił, że czubki drzew zaświszczały kołysząc się we wszystkie możliwe strony. Objęłam jedno z drzew i przyłożyłam policzek do chropowatej kory. Zaczęłam zjeżdżać w dół pnia, podrażniając sobie przy tym skórę. Po chwili siedziałam oparta plecami o drzewo. Ściółka leśna jeszcze dobrze nie wyschła od poprzedniej ulewy.
Wzięłam głęboki wdech i oparłam czoło o kolana. Dłonie całe mi się trzęsły, więc wcisnęłam je do kieszeni kurtki. Nie mogłam zebrać myśli. Kolejny świst wiatru, rozwiał moje włosy. Nagle poczułam krople lodowatego deszczu na moim policzku. Spojrzałam w niebo, które zasłaniały liście. Kolejne krople spadały mi na włosy oraz twarz. Naciągnęłam na głowę kaptur, na powrót chowając głowę w kolanach. Z nieba spadało coraz więcej kropli mocząc moją kurtkę, która już po kilku minutach była cała mokra.
Ze złością wzięłam szyszkę i cisnęłam ją w krzaki. Po chwili usłyszałam jak upada, robiąc przy tym więcej hałasu niż było trzeba. Przyjrzałam się rośliną w których leżała szyszka i które spokojnie mogły by zakryć słonia. Coś się w nich poruszyło i na pewno nie była to szyszka, którą przed chwilą w nie rzuciłam. Wstałam automatycznie i wpatrywałam się w zarośla, nawet nie drgając.
Już chciałam tam podejść, kiedy nagle wyłonił się z nich wielki na dwa metry rudo-rdzawy wilk. Otworzyłam usta w niemym krzyku. Wilk zatrzymał się jakieś trzy mery ode mnie i patrzył mi prosto w oczy. Cofnęłam się kilka kroków i oparłam plecami o pień drzewa, przerażona stworzeniem które stało przede mną. Owszem, słyszałam o wilkach w naszym rezerwacie, ale nie myślałam, że są takie olbrzymie i, że je spotkam. Jedno mnie ciekawiło. Kim był ten wilk? Bo przecież jakby był prawdziwym, najprawdziwszym wilkiem, to już dawno by się na mnie rzucił, a ja dostrzegłam w jego oczach coś znajomego. Gdzieś w mojej głowie, jakiś cichy głosik łudził się, że może to być Embry, ale ja stłumiłam go i zbliżyłam się do wilka o krok.
- Kim jesteś?- szepnęłam.
Zdawało mi się, że wilk się uśmiechnął. Zbliżyłam się jeszcze kilka kroków. Teraz dzielił nas już tylko metr. Wilk nie poruszył się, ale nadal zdawał się uśmiechać. Nie wiedząc co robię, wyciągnęłam rękę do przodu i dotknęłam pyska wilka. On ani drgnął, zastygł w bezruchu, ale coś w jego oku zdawało się mówić, że podoba mu się to co robię. Z pyska przesunęłam rękę na jego łebek drapiąc go za uszami. Zanurzyłam rękę w jego puszystej sierści, przesuwając ją po grzebiecie. Wilk zaszczękał wydając z siebie odgłos podobny do ludzkiego śmiechu. Odwrócił swój łeb w moją stronę a z jego oczu biło szczęście i coś, co mnie uspokoiło. Czułam się spokojna stojąc obok wilka, czy to ma sens?  Zauważyłam też, że oczy tego wilka, nie są ani trochę podobne do oczu Embrego.
Wilki ugiął swoje łapy i położył się na ściółce. Powtórzyłam czynność, którą wykonało zwierzę i przysiadłam na mokrym gruncie, wtulając się w sierść wilka. Słyszałam szybkie łomotanie jego serca. Wilk oparł łeb na moich kolanach a ja głaskałam jego futro.
- Kim jesteś?- powtórzyłam.
Wilk zaskomlał.
- Wszystko zrozumiałam- zaśmiałam się z sarkazmem.
Wilk jakby westchnął, po czym podniósł się i zniknął w krzakach. Chciałam pobiec za nim, chciałam, żeby został, ale coś w sercu podpowiadało mi abym nie ruszała się z miejsca. Przez liście wciąż przedzierały się krople deszczu, które jeszcze bardziej mnie moczyły i nasiąkały w ściółkę na której się znajdywałam. Lecz ja nie ruszyłam się z miejsca, wciąż tkwiłam w bezruchu wpatrując się w krzaki, z których wyłoniła się postać chłopaka, który miał na sobie tylko jeansowe spodenki oraz buty. Jego muskularne ciało skrzyło kroplami deszczu, a z mokrych włosów spływały stróżki wody.
- Jacob...- wyszeptałam.
Chłopak uśmiechnął się, podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. Uchwyciłam ją i po chwili stałam na nogach.
- Długo cię szukałem- zaśmiał się.- Daleko zawędrowałaś.
Spuściłam głowę speszona.
- Ściągnij kurtkę- poprosił.
- Co? Ale dlaczego?
- Po prostu ściągnij.
Ściągnęłam kurtkę, wręczając ją chłopakowi. On rozłożył ją pod drzewem, a mnie obleciała gęsia skórka. Jednak koszulka na ramiączkach to nie był dobry pomysł. Chłopak usiadł na kurtce i gestem dłoni nakazał abym do niego podeszła. Kiedy już usadowiłam się wygodnie na kurtce, stwierdziłam, ze był to całkiem dobry pomysł, rozkładając ją w tym miejscu. Gałęzie chroniły nas przed deszczem, a ściółka pod drzewcem była sucha. Zadygotałam z zimna. Jacob otoczył mnie ramieniem, a mnie poraził gorąc jego skóry.
- Chyba masz gorączkę- stwierdziłam.
Chłopak zaśmiał się.
- Nie, to po prostu krew wilka- przyznał z dumą.
- Czemu jest taka gorąca?
- Bo właściciel jest gorący- poruszył zabawnie brwiami.
Zaśmiałam się.
- A tak serio?- naciskałam.
- To właściciel nie jest gorący?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Dotknęłam jego skóry.
- Jest, ponieważ ma gorączkę- przyznałam z uśmiechem.
Jake pokręcił głową i wyszczerzył zęby w uśmiech, ale po chwili stał się poważny.
- Wszyscy się o ciebie martwią, Nicole.
Zawiesiłam głowę a uśmiech znikł z mojej twarzy.
- Martwią się o ciebie i cię szukają- kontynuował.- Kiedy uciekłaś podążyłem za twoim zapachem, nie trudno było cię wytropić, ponieważ twój zapach mógłbym rozpoznać wszędzie- przyznał zapeszony.- Ale później zatrzymali mnie chłopacy i deszcz starł twoje ślady. My możemy... jakby to powiedzieć- zastanowił się przez chwilę- wnikać sobie do głowy. Kiedy znajdziemy się w głowie tej osoby, czujemy to co ona. . I ja wniknąłem do głowy Embrego, Nicole- odwróciłam wzrok.- On na prawdę się tym zadręcza.
 Przerwał. Zapadło długie milczenie. Słyszałam tylko krople deszczu spadające nierówno na ziemię, oraz niespokojny oddech Jacoba zaraz obok mojego ucha. 
- Posłuchaj Nicole. Wpojenia nie da się zwalczyć. Embrego po prostu trafiło, to jak grom z jasnego nieba, kiedy już dostaniesz to nic nie możesz z tym zrobić. Embry...
- A ty?- przerwałam mu.- Ty sobie kogoś wpoiłeś?
Jacob przełknął ślinę.
- Tak- odparł po chwili.
- Ona wie, że ją sobie wpoiłeś i też cię kocha?
- Nie.- Odparł szybko.- Nie wie.
Już chciałam zapytać kto to, ale Jacob najwyraźniej wyczytał to z mojej twarzy ponieważ błyskawicznie zmienił temat.
- Wiem, że Rose nie jest aniołkiem i, ze pewnie przez długi czas będziesz myślała o Embrym, ale proszę, wróć do domu.- Nalegał.
Odwróciłam wzrok, wpatrując się w liścia po którym spływały stróżki wody, po czym na powrót spojrzałam na Jacoba. Siedząc pod tym drzewem wydawał się inny niż zwykle. Zawsze był radosny, beztroski. Pomimo tego, ze tyle razy się spotykaliśmy, nigdy nie dostrzegłam w nim tego co teraz kryło się w jego spojrzeniu. Zawsze patrzył na mnie jak na przyjaciela, kumpele z podwórka, lub siostrę, którą bardzo kocha, ale to była siostra. Teraz patrzył na mnie jak na kogoś więcej niż siostrę. Patrzył na mnie jak na dziewczynę. A może mi się tylko wydaję? Może martwi się, że przywiąże się do tego drzewa i, że będę chciała tu zostać na zawsze, lub po prostu martwi się o Embrego, który jak zobaczy mnie całą i zdrową, to odejdzie do Rose z czystym sumieniem.
Jednak moje wszystkie przypuszczenia były niczym w porównaniu z zachowaniem Jacoba.
Chłopak wstał, podnosząc mnie razem z sobą i znów deszcz moczył nasze trochę podeschnięte włosy. Schylił się po kurtkę.
- Jacob, w kogo się wpoiłeś?- zapytałam, zanim pomyślałam o tym co robię.
Chłopak znów wpatrywał się w moje oczy. Choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nie mogłabym odwrócić od nich spojrzenia, było w nich coś magnetyzującego. Coś, co mnie do nich przyciągało.
- Na prawdę się nie domyślasz?- zapytał.
Pokręciłam przecząco głową zdając sobie powoli sprawę, że jednak mi nie powie. Opuściłam wzrok i chciałam już odejść, kiedy ten chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Długo wpatrywał się w moje oczy. Zastanawiał się nad czymś, widziałam to po wyrazie jego twarzy. Zastanawiał się nad jakimś ruchem bądź słowem. Zastanawiał się czy może coś zrobić, lub coś powiedzieć. I w końcu zastanawiał się czy ten ruch lub to słowo mnie nie urazi. Jake zastygł bez ruchu, a ja poczułam się trochę speszona stojąc tak blisko niego. Czułam jak jego ciepły oddech mąci mi w głowie, jak jego  głębokie spojrzenie sprawia, że czuję motylki w brzuchu. Nagle Jacob schylił głowę i dotknął nosem mojego czoła a później mojego nosa. Wierzchem swej dłoni, przejechał od skroni w dół mojego policzka, a kiedy jego dłoń zniknęła, ja chwyciłam ją i przyłożyłam ją z powrotem do swej twarzy. Jake jakby się rozluźni po tym geście. Deszcz zaczął padać coraz mocniej, mocząc nasze włosy, ubrania. Kropelki deszczu odbijały się od umięśnionej klaty Jacoba, ale jago skóra nadal była gorąca i parzyła za każdym razem gdy jej dotykałam. Nie wiem czy to przez skórę czy też przez wzrok Jacoba, ale nie mogłam powstrzymać się od dotknięcia jego nagiej klaty. Poczułam gorąc, ale nie odsunęłam ręki. Przejechałam palcem od jego ucha, aż do ramienia, a potem chwilę błądziłam po jego mięśniach. Po zbadaniu dokładnie skóry Jacoba, opuściłam swoją dłoń, przenosząc wzrok z mięśni i spoglądając mu głęboko w oczy.
Chłopak w jednej chwili pochylił się i złączył nasze usta w jedność. Poddałam się chwili, odwzajemniłam pocałunek, przez co chłopak stał się pewniejszy i zaczął całować mnie namiętniej ale nadal z delikatnością. Jego usta były równie gorące co skóra. Wpięłam ręce w włosy Jacoba, przybliżając jego twarz bliżej swojej. Chłopak objął mnie w tali, a ja stanęłam na palcach by nie stracić kontaktu. Serce wyrywało mi się z klatki piersiowej i Jake na pewno to słyszał ponieważ uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech, lecz chłopak nie przestawał. Jego ręce błądziły po moim ciele, w górę i w dół pleców. Deszcz zacinał, ale my zachowywaliśmy się tak jakbyśmy go nie zauważali.
Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie z niespokojnymi oddechami. Jacob oparł czoło o moje i uśmiechnął się.
- Teraz już wiesz- wysapał.
Uśmiechnęłam się do niego i jeszcze raz musnęłam jego usta.


Tadaaaa xD haha xd mam nadzieję, że was nie zanudziłam =) Mary, mam nadzieję, że Ci starczy :D
Narazka ♥

piątek, 15 marca 2013

Soł...

Jeju, jak mi zimno! -,- ale co tam! siedze sobie przed kompem, grzejnik zimny, za oknem z metr śniegu! no szlaken xd <-- słowo kumpeli ;D
Co u mnie? a no dobrze, po za tym, że te wszystkie oceny i obowiązki mnie przytłaczają! ;c
dobra dość o szkole!
Czytam taką zajebistą książkę! Więc pierwsza część to "Pocałunek anioła" ale taka boska, że łuhu xd
Po za tym nic ciekawego xd
Stwierdzam, że zaczynam się odchudzać, ale tak serio serio! Bo na prawdę już... Wszyscy mi mówią, że wcale nie jestem gruba... ale jestem! Nie nawiedzę swoich uda, brzucha- no wszystkiego! Dzisiaj w Kościele siedziałam koło takiej dziewczyny z liceum, która jest taka zabójczo piękna i szczupła. I tak patrzę na jej nogi i na swoje i zaczęłam ryczeć...
Po za tym wyleczyłam się z miłostek! Jej, brawo ja xD

Obiecałam mojej kumpeli imgana, więc pasuje mi go napisać ;D Imgan będzie z serialowym Marcinem z "M jak Miłość"
Tak sobie szukam, żeby wam wstawić zdjęcie głównego bohatera i widzę że ma na imię Mikołaj... Że co? xD a no i gra w teatrze... huhu xd chyba się wybiorę na ten spektakl w którym gra :D
Dobra wstawiam zdjęcie, ale i tak wiecie o kogo chodzi. Wybaczcie, że takie a nie inne., ale to najlepsze jakie ma xD

ze względu braku czasu, imgan będzie zmieszczony jutro xd bajjj :D

niedziela, 24 lutego 2013

Hiii

Cześć :)
Chciałam Ci podziękować, Anonimie. Nie wiem kim jesteś, ale to dużo dla mnie znaczy :) Dziękuję za te słowa, ale z tymi przyjaciółkami to trochę bardziej skomplikowane niż się wydaje. Ale dziwne... Jeszcze nikt mi nie pomagał w "tych" sprawach... Jakoś tak... inaczej, zawsze to ja pomagałam innym, no i chyba tak wolę :) Dziękuję z całego serca. Powiem, że byłam u Spowiedzi i czuję się jak nowo narodzona xD Teraz jest lepiej, inaczej niż kiedyś :) co prawda nie cofnę przeszłości... ale chcę zacząć od nowa! Teraz będzie inaczej- lepiej :) Do wesela się zagoi- powiadają i mam nadzieję, że tak będzie :)

Otrzymałam radość życia i jestem z tego zadowolona♥ Wszystko jest takie inne, przejrzyste. Już nie chcę sięgać po żyletkę czy nożyczki, chcę zacząć od nowa :) Chcę być dziewczęca, ładna i zgrabna.

Ostatnio mam bzika na punkcie "Violetty" xD Wpadam przy niej w kompleksy ale jak kocham ten serial xD i pomyśleć że mam 13 lat! xD (14) xD no żal :D
Dobra spadam xd buziaa :)


środa, 20 lutego 2013

Tears?

Nawet nie wiem jak zacząć...
Ostatnio coś się ze mną dzieje... Wszystko się sypie. Wpadam w depresje... To jest przerażające, ja nie chcę. Wszystko mnie przerosło... Szkoła, obowiązki, przyjaciele. Wiem, że mogę liczyć na przyjaciół,  ale czasem są takie dni, że w ogóle się do siebie nie odzywamy.
Jakieś dwa dni temu nie mogłam się opanować. Ryczałam w ramię mojej mamy nawet nie wiem o co! Tego jest za dużo! Czasem zastanawiam się, czy nie wziąć żyletki i... Nie! Nie mogę tego zrobić, ale to się wydaje najprostszym wyjściem...
Kiedy jestem smutna, moje kumpele pytają "co się stało?" zwykle mruknę "nic"  na co one "o niego chodzi?" ja wiem, że one się o mnie troszczą i bardzo to cenię, ale w życiu nie liczą się tylko chłopcy. Szczerze powiedziawszy to nie mam do niego głowy, on ma dziewczynę a ja muzykę- prosty układ.

Ostatnio zaczęłam słuchać .Demi. ta piosenka jest piękna. Może nie ma dobrego bitu, ale słowa mówią wszystko. Podziwiam Demi, za to, że po tym wszystkim potrafiła się podnieść, jest dla mnie przykładem. Cenię ją. Tyle przeżyła, a teraz jest piękną kobietą która zyskała sławę, podnosi ludzi na duchu i dzięki tej piosence zmniejszyła się liczba samobójstw...

Fragment :   Możesz zabrać wszystko, co mam
                     Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
                     Jakbym była ze szkła
                     Jakbym była z papieru
                     No dalej, podejdź i spróbuj mnie zburzyć
                     A ja powstanę z ziemi
                     Niczym drapacz chmur!
                     Niczym drapacz chmur!

To chyba tyle na dzisiaj. 

'Jeden wesoły emotikon i wszyscy myślą, że jestem szczęśliwa.'


via. blog <------ świetny z opisami! Polecam! :)

Imagina chyba na razie żadnego nie wymyśle, przepraszam. I przepraszam, żer wszystkie są smutne, ale ... :)

No i takie na poprawienie humoru :



sobota, 9 lutego 2013

Zagubiona...

Jest inaczej, wiecie. Tak odmiennie, ale w tym gorszym sensie. Coraz częściej słucham smutnej muzyki, więcej myślę, zamykam się w sobie, wymuszam na sztuczny uśmiech.
Zadaję sobie pytanie co by było gdyby mnie nie było... Wiem, głupie, ale tylko tu mogę powiedzieć prawdę! Za oknem śnieg, nie chce mi się ruszyć, najchętniej bym tylko czytała książkę i chyba tak zrobię. Lubię wieczory, szczególnie na dworze, są takie kojące.
Idę ulicą jest ciemno, jedzie auto a ja w głowie mam tysiące historii jakby mnie potrąciło.

 Jutro jadę z moją mamą do Krakowa, Moja rodzicielka ma trudny egzamin. Trzymam kciuki żeby jej się udało, bardzo się boi. Kiedy ona będzie pisać, ja w tym czasie może pójdę do kina, albo po prostu posiedzę sobie w kawiarni, nie wiem co będę robić, ale kiedy ona skończy pisać, to pochodzimy po sklepach, pójdziemy na deser. Fajnie będzie, brakowało mi chwil z nią spędzanych. Jak nie szkoła, to praca, porządki i tak w kółko... a tak to pospędzamy trochę wspólnych chwil :)

Słucham jednej ze spokojnych piosenek i przyszedł mi do głowy pewien imgan. Od razu informuję, że to co pisze, to tylko wytwór mojej CHOREJ wyobraźni. Więc przepraszam.

Obowiązkowo ------> .Sia.

Odkąd pamiętam nic mi się nie układało. "Rodzice" mieli mnie gdzieś, porzucili i nie chcieli znać, szczerze powiedziawszy nie wiem nawet gdzie w tej chwili są. Zniknęli bez śladu, nie spotkałam ich od sześciu lat. Pamiętam ten dzień kiedy wesoła wróciłam ze szkoły do mojego "rodzinnego" domu. Miałam wtedy kasztanowe włosy, które zakręcały się na końcu w uroczek loczki i te piękne niebieskie oczy, które mój ociec tak we mnie kochał. Za każdym razem, kiedy przychodził pocałować mnie na dobranoc, powtarzał mi jakie są wyjątkowe i, że odziedziczyłam je po mamie. Miałam może 10 lat. To było lato, na krótko przed wakacjami, wesoło weszłam do domu, chcąc pochwalić się dobrą oceną z malowania. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, zobaczyłam jak moja mama gorączkowo coś pakuje, a dokładnie, pakowała moją różową walizeczkę.
-Mamo, co się stało?- Zapytałam. Kobieta najwyraźniej dopiero teraz zobaczyła, że weszłam. Przykucnęła, żeby spojrzeć mi w oczy.
-Musisz wyjechać...
-Ale dlaczego? Mamusia, ja cię kocham- zapiszczałam przytulając się do niej.
-Nie mów tak do mnie!-Krzyknęła. Odskoczyłam od niej jak oparzona, jeszcze nigdy tak na mnie nie krzyczała. W jej oczach malował się gniew.
-Mamusiu, co się stało? Gdzie tatuś?
-Przestań tak do mnie mówić!!! Słyszysz bachorze!? Nigdy cię nie kochałam! Nie jesteś moim dzieckiem! Wzięliśmy cię z Domu Dziecka kiedy miałaś zaledwie roczek! Nigdy nie chciałam cię w tym domu! To wymysł twojego ojca! Nie mogłam zajść w ciążę, więc wymyślił ciebie! Ale ja nigdy cię nie pokocham! Wyjeżdżasz do swojej babci, do Londynu! Nie chcę cię znać! Nigdy cię nie zaakceptuję! A i wiesz co? Jestem w ciąży! Więc tak jakby moje marzenie się spełniło, no, jeszcze tyko ciebie muszę wykreślić z naszego życia i wszystko będzie jak z bajki, jakby cię nigdy nie było- uśmiechnęła się.
Pamiętam, że wtedy nie wiele z  tego rozumiałam. Patrzyłam dłuższy czas w oczy mojej matki, po czym zalałam się łzami.
-Mamusia mnie nie kocha?
-Nie- odpowiedziała krótko surowym tonem.
Później wiele się wydarzyło. Matka zamówiła jakiś pojazd, który zawiózł mnie prosto pod jakiś dom, gdzie nigdy wcześniej nie bywałam. Moja różowa spódniczka podczas drogi troszkę się wymięła. Spróbowałam ją wyprostować ręką, ale niewiele to dało. Wtuliłam się w swojego ulubionego pluszaka i ze strachem w oczach zwróciłam się do drzwi jednego z domów, które wskazał mi kierowca. Wchodziłam po wielkich, marmurowych schodach, kiedy nagle drzwi się otworzyły a z nich wybiegła jakaś starsza pani. Miała na sobie liliową sukienkę pod kolanko, siwe włosy i pomarszczoną twarz. Podbiegła do mnie z zatroskaną miną i mocno wyściskała. Przestraszona skuliłam się jeszcze bardziej. Staruszka zaprowadziła mnie do środka. Było tak jak w królestwie. Białe podłogi, szklane żyrandole, wszędzie biało i przestrzennie. Było pięknie, ale ja wciąż była inna, zagubiona.
-Kelly, słońce. Wiem, że ci ciężko, ale jestem twoją babcią i się tobą teraz zaopiekuję- staruszka uśmiechnęła się.
Nie odpowiedziałam jej wtedy, byłam zbyt przerażona tym wszystkim. W jednym dniu zawalił mi się świat. Dowiedziałam się, że jestem adoptowana, moi przybrani rodzice nigdy mnie nie kochali, moja babcia, a nawet nie wiem czy mogę ją tak nazwać, bardzo się o mnie troszczyła, ale ja odizolowałam się od ludzi. Całe swoje dnie spędzałam w pokoju, nieustannie wpatrując się w jakiś punkt na suficie. Z kolejnymi dniami robiłam się coraz starsza i coraz więcej rozumiałam. Ból i cierpienie do mnie dochodziły. Wiele razy zastanawiałam się co robią moi przybrani a także prawdziwi rodzice. Czy ci drudzy wiedzą, że ja żyje? Co się dzieje z moim życiem?...
-Kelly obiad!- Krzyknęła babcia z dołu. Niechętnie wstałam z łóżka i powlokłam się na dół. Staruszka stojąca przy kuchence w różowym fartuszku uśmiechnęła się na mój widok. Odwzajemniłam ten gest, po czym powiedziałam:
- Babciu, dlaczego mnie nie zawołałaś żebym ci pomogła?
- Och, nie chciałam ci przeszkadzać.
Nasze stosunki diametralnie się polepszyły. To dziwne, ze jeszcze sześć lat tamu się jej bałam. Jak mogłam się lękać takiej dobrodusznej kobiety.
W szkole było beznadziejnie- jak zawsze. Dostałam jedynkę z matmy, a na domiar złego szkolna miss Moly, zaczęła mnie dręczyć. Miałam jej dość. Miałam dość tego wszystkiego, tej szkoły, tego otoczenia, tego Londynu. Jedynym zbawieniem był mój pokój. Wchodząc do domu od razu skierowałam się do kuchni. Zaczęłam krzyczeć na cały dom "Już jestem" ale odpowiedziała mi głucha cisza. Pobiegłam na górę, rzuciłam plecak na łóżko i poszłam do sypialni babci. Nic. Pusto. Szybkim krokiem zeszłam do salonu i wtem w oczy rzuciła mi się mała karteczka, pozostawiona na blacie stołu.
"Jeżeli to czytasz, to zapewne jesteś w domu. Moje imię to Mike, jestem doktorem a twoja babcia obecne jest w szpitalu...."
Mały świstek wypadł mi z rąk. Babcia... w szpitalu? Ale gdzie? Dlaczego? Podniosłam zpowrotem kartkę. Na jej odwrocie był adres szpitala. Wybiegłam na dwór zatrzymując taksówkę. Przez płacz krzyczałam na taksówkarza, żeby jechał szybciej, ale on mnie ignorował. Kiedy byliśmy pod szpitalem, rzuciłam w nim pieniędzmi i czym prędzej wyskoczyłam z pojazdu. Biegiem rzuciłam się przez szpitalne korytarze. Wszytko we mnie buzowało, chciałam zobaczyć moją kochaną bacie, a jednocześnie się bałam. Potrącając wszystkich których mijałam, zmierzałam uparcie przed siebie, nawet nie wiem dokąd. W końcu zrezygnowana oparłam się o ścianę plecami i osunęłam się na ziemię. Ukryłam swoją twarz w dłoniach. Babciu, gdzie jesteś?
- Kelly Black?
Pokiwałam tylko głową, po czym gwałtownie wstałam.
- Gdzie jest moja babcia!? Niech mi pan natychmiast powie!
- Kelly... Twoja babcia.... Ona nie żyję, zmarła na zawał pół godziny temu.
Nie wiedziałam co się dzieje. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co robię. Kręciłam tylko przecząco głową co chwile powtarzając "Nie...To nie prawda" Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść przed siebie nie zważając na to koga mijam, kto mnie popycha, kto mnie woła. Jedyny cel- wyjść stąd.
Kiedy weszłam do domu zaczęłam płakać jeszcze głośniej, zaczęłam krzyczeć na cały dom. Pustka był nie do zniesienia. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Nagle pod policzkiem poczułam chłód podłogi. Leżałam bezsilna, nie mogąc nic zrobić. Chciałam zniknąć, zapomnieć... Chciałam aby to był sen, a raczej koszmar z którego mogę w każdej chwili się obudzić, ale nie. To działo się na prawdę. Wszystko bolało. Jakby ktoś wziął nóż i wbił ci go prosto w serce. Co jest ze mną nie tak? Czemu to wszystko spotyka akurat mnie?! Co ja takiego zrobiłam...
Spróbowałam wstać. Nie poszło rewelacyjnie, ale uratowała mnie poręcz schodów. Na czworaka wczołgałam się na górę. Łazienka. Ześwieciła światło i gorączkowo szukała jednej małej rzeczu.  Przeszukałam wszystkie szafki i w ostatniej znalazłam to czego szukałam. Żyletka.
Usiadłam na skraju wanny, by w razie czego krew spływała do niej.
Dziwiłam się dlaczego przedtem na to nie wpadłam. Siedziałam na wannie obracając przedmiot w ręku. Jedno cięcie i mogę skończyć ze swoim nędznym życiem. W mojej podświadomości panował kompletny zamęt. Myśli, które tak odgradzałam, po protu uciekły z skrzyni w której je trzymałam. Teraz przypominałam sobie wszystko. Dzień w którym moja przybrana matka powiedziała mi prawdę, dzień w którym po raz pierwszy tu zagościłam, dzień kiedy po raz pierwszy poszłam do tutejszej szkoły, dzień kiedy po raz pierwszy Moly mnie obraziła, dzień kiedy po raz pierwszy podziałałam mojej babci, ze ją kocham. Przypominałam sobie jej uśmiechniętą twarz, która zawsze mnie witała kiedy wracałam ze szkoły. Jej czułe słówka skierowane do mnie. Bez zastanowienia, acz z lekkim zawahaniem, przyłożyłam sobie żyletkę do skóry. Za szczypało. Ujrzałam swoją szkarłatną krew która spływała po ścianach wanny. Kolejnym razem się nie zawahałam, zrobiłam to pewniej. Kolejne krople, a raczej strumienie krwi spływały po mojej ręce uderzając z cichym hałasem o dno wanny. Poczułam jak osuwam się na podłogę. Moje oczy powoli się zamykały, ale miałam jeszcze świadomość co się dzieje. Spojrzałam na swoje dłonie. Były zalane krwią, cała łazienka była nią zalana. Biały dywanik, znajdujący się teraz pode mną, był umorusany czerwonymi plamami.
- Babciu- wyszeptałam.
Wtedy usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi. Zdziwiłam się. Nie byłam w stanie wstać, nie byłam w stanie nic zrobić. Leżałam, wyłapując kolejne dźwięki dzwonka. Bezwładnie uderzyłam głową o białe płytki. Wciąż kurczowo trzymałam żyletkę. Dzwonek ucichł, ale usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Spróbowała się podnieść, ale kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Kroki były coraz głośniejsze, przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy po raz kolejny przejechałam po żyłach żyletką, drzwi gwałtownie się otworzyły. Staną w nich blondyn, którego tak kochałam. Stał w drzwiach jak sparaliżowany. Nie wiedział co zrobić. Osunął się na kolan i chwycił za głowę. Jego piękne, farbione blond włosy, były teraz w nieładzie. Cudowne niebieskie tenczówki, które tak w nim kochałam, były zalane łzami, które spływały po czerwonym policzku.
- Kelly!- Zaczął krzyczeć. Zastanawiałam się co on tu robi, ale było mi to obojętne. Z jednej strony cieszyłam się, że jest przy mnie, ale z drugiej nie chiałam, zeby na mnie patrzył gdy jestem w takim stanie. Chciałm go dotknąć. Przejechać dłonią po jego policzku, chciałam poczuć smak tych malinowych usta, ale jedyne co teraz do mnie dochodziło to zapach mojej krwi.
- Niall...- Wyszeptałam z trudem.- Ja... Ja.. Cie...Kocham...
Powiedziałam ostatkiem sił, po czym nastąpiła głucha ciemność, która była przerażająca, ale zarazem kojąca. 

czwartek, 24 stycznia 2013

Inaczej.

Ale mam zmienne humorki. Jednego dnia jestem wesoła i wszystko jest w porządku, drugiego jestem przybita i wszystko mnie drażni. Jak jest dzisiaj? Sama nie wiem. Chyba tak... Och!
Strasznie nudno u mnie. Ta nuda mi nie sprzyja. Chodzę i jem, co jest równoznaczne z kaloriami... masakra! Nie wiem nawet o czym pisać. Dziś chyba idę do koleżanki na noc, jutro jadę na kręgle... A międzyczasie będę się uczyć biologii... -.-


  przekroczyć limit, grać o radość dalej, być zawsze krok przed nimi, bo czas nigdy nie staje.

środa, 23 stycznia 2013

shhhhh....

Helołsy :D fajny dzień dziś :D mam dobry humor, ale napisałam smutnego imagina :D taki strasznie denny, że nawet mi się nie podoba ale musze coś dodać, więc przepraszam :)))) napisze wieczorem bajajajajajaja ;'D
<Włączyć>
Będzie to smutny imagina i beznadziejny, więc przepraszam za niego.
od razu mówię, że to tylko imagin nic takiego nie miało miejsca!.


Kolejny dzień bólu, rozpaczy. Kolejne szanse i kolejne zawiści. Jak to jest być szczęśliwa? Czy ja kiedyś taką będę? O co chodzi w tym popapranym życiu? Moje myśli od dawna skupiały się na nim. Na tym podłych człowieku, który tak namieszał w moim życiu. To było kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze młodą dziewczyną z długimi blond włosami, pięknymi niebieskimi oczami i figurą modelki. Nigdy się nie wywyższałam moją urodą. W moim świecie byłam z wszystkimi równa. Nigdy nie chciałam być taka jak ona. Jak ta z która widywałam się codziennie. Kiedyś byłyśmy przyjaciółkami, to prawda. Była zabawna, zwariowana, ale też pomocna w stosunku do tych, na których jej zależało. Ale z czasem to się zmieniło. Dlaczego? Sama nie wiem.
Było to kilkanaście lat temu. Siedziałam na przerwie i rozmawiałam z Melanie. Tak właśnie, tą Melanie. Z dziewczyną która tak zniszczyła moje życie. Ale wtedy było inaczej, wtedy ją kochałam, podziwiałam, szanowałam.
-Patrz na tego przystojniaka- wskazała palcem na Maxa.- Wiesz, zawsze chciałam go zaliczyć i chyba nadszedł ten czas, żebym zaczęła działać.
Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, jak ją zatrzymać. Przecież Max, był dla mnie wszystkim.
-Mel nie rób tego. Tak nie można, przecież ten chłopak ma uczucia.- Zaczęłam.
-A gówno mnie obchodzi co on czuję, ja chce się tylko zabawić.- Uśmiechnęła się figlarnie i zanim zdążyłam przemówić jej do rozumu, ona już gawędziła z Maxem. Zalała mnie fala niepokoju. Amber zrób coś, podpowiadał mi mały głosik w mojej głowie, ale ja byłam zbyt sparaliżowana, żeby coś zrobić. Stałam jak kołek, wpatrując się w nich jak w obrazek. Melanie do mnie mrugnęła, co było jednoznacznie z tym, że wszystko idzie po jej myśli. Postanowiłam tam podejść, zebrałam się w sobie. Podchodząc do nich, zastanawiałam sie co ja robię, przecież i tak mi się nie uda ich rozdzielić, jest za późno, a poznałam to po figlarnym chichocie Mel.
-O! Amber dobrze, że jesteś- zawołała na mnie przyjaciółka. Max zauważały, że przyszłam. Spojrzałam w jego oczy. Niebieskie oczy, które tak kochałam, a jednocześnie ich nienawidziłam. On tylko uśmiechnął się do mnie. Ale to nie był taki zwykły uśmiech. Wydawał się mile zaskoczony, że mnie widzi. Patrzył na mnie, tak, tak inaczej niż zwykle.
-Cześć- przywitał się. Posłałam mu uśmiech, po czym przeniosłam wzrok na Mel.
-Abs, musisz nas usprawiedliwić u nauczycieli. Zrywamy się z lekcji- popatrzyła na mnie znacząco.
-Ale, ale jak to?- zapytałam próbując udać obojętną.
-Po prostu powiedz, że źle się poczuliśmy i poszliśmy do domu- wyjaśniła.
Chciałam coś powiedzieć ale przerwał mi dzwonek. Na korytarzu zrobiło się tłoczno, Mel załapała rękę Maxa i razem zaczęli przedzierać się w stronę wyjścia, przez przybyły tłum. Zanim się zorientowałam, zniknęli mi z oczu. Popychana przez innych uczniów, osunęłam się na ziemie, zdając sobie sprawę, że właśnie straciłam chłopaka, który był dla mnie wszystkim. Czemu się dziwisz, słyszałam w swojej głowie, sama jesteś sobie winna. Na korytarzu zrobiło się pusto, zaczęły się lekcje, a ja nie miałam zamiaru na nie iść. Ostatkiem sił podniosłam się z zimnej ziemi, chwyciłam swój plecak i kiedy miałam odejść w stronę tylnego wyjścia, usłyszałam swoje imię.
-Amber
Ten głos poznałabym wszędzie, ale wtedy wydawało mi się, że to tylko moje omamy. Nie zwracając uwagi na głos dochodzący gdzieś zza mnie, szłam gorączkowo przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.
-Amber
Usłyszałam znowu. Łzy bezsilności spływały po moim policzku, mocząc włosy oraz ulubioną, fioletową bluzkę, którą dostałam w prezencie od mamy.
-Amber
Nie wytrzymałam. Odwróciłam się na pięcie, w stronę dochodzącego, niebiańskiego głosu, myśląc, ze już kompletnie zwariowałam. Jednak z moją głową wszystko było w porządku. Przede mną stał on. Z niepokojem na twarzy, wpatrywał się w moje załzawione oczy. Odgarnął kosmyk moich blond włosów, i założył za ucho. Wierzchem dłoni przejechał po moim policzku, od skroni do warg. Nie wiedziałam czy to rzeczywistość, czy może ja straciłam przytomność i bujam w obłokach. Jedno było pewne. Przede mną stał Max. Jego spojrzenie nie wyrażało nic. Uśmiechał się delikatnie, ale po za tym nic nie mówił. Nagle ujął moją twarz w dłonie i zbliżył swoje wargi do moich. Mój oddech przyśpieszył. Max musnął delikatnie moje usta, po czym wpił się w nie. Stałam nieruchomo , a moje serce o mało co nie wyskoczyło mi z piersi. Max przerwał pocałunek i popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami, które tak w nim kochałam. Zamknęłam oczy, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Znów poczułam jego wargi na swoich, ale tym razem to było tylko muśnięcie. Kiedy na powrót otworzyłam oczy, stałam na korytarz zupełnie sama. Gorączkowo się rozglądnęłam, ale nigdzie nie dostrzegłam chłopaka.
-Wszystko w porządku?- usłyszałam gdzieś w dole.
Opuściwszy wzrok, zobaczyłam małą dziewczynkę z dużymi zielonymi oczkami i pięknymi kręconymi loczkami.
-Tak- zmusiłam się do uśmiechu.- Wracaj do klasy. 
-A dlaczego pani płaczę, to przez tego chłopaka z którym panienka się całowała?
Czyli to jednak nie był wytwór mojej wyobraźni. Max był tu, możne nadal tu jest i przysłuchuje się tej rozmowie. Ale w takim razie, co z Mel?
-Nie skarbie. To nie przez niego- skłamałam.
-No dobrze, to niech się pani uśmiechnie- powiedziała na odchodne.
Pomachałam jej na pożegnanie. Ta zniknęła za rogiem korytarza. Znów zostałam sama. Gdzie jest Mel? Czy jest z Maxem? Co miał znaczyć ten pocałunek z przed chwili? Przejechałam palcem po swoich wargach, wspominając tą chwilę, która w przyszłości na pewno sprawi mi sporo bólu.
Kiedy weszłam do domu od razu skierowałam się do swojego pokoju, nawet nie witając się z rodzicami. Miałam tego wszystkiego dość. Mętlik panujący w mojej głowie, był jednym wielkim supłem, którego nie potrafiłam rozwiązać. Kiedy leżałam na łóżku, pogrążona w zamyśleniu, zadzwonił telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałam. Nie powiedziała nawet 'hallo' od razu przeszła do rzeczy.
-Myślisz, że ja się zabawiłam nim dla zabawy? No proszę cię, on nie jest tego wart. Zrobiłam to ze względu na ciebie, wiedziałam, ze coś do niego czujesz. Zawsze patrzyłaś na niego w inny sposób. A najgorsze było to, że on tez cię kochał. Powiedział mi to, zaledwie kilka dni temu. Nie powiedziałam ci tego, bo byłam zazdrosna. Zawsze byłaś ode mnie ładniejsza, nie mogłam tego znieść. Chciałam ci dopiec, no i proszę, popatrz co z tego wyszło. Powiem ci, że Max jest rewelacyjny chłopakiem. Tak łatwo dał się nabrać, że mi na nim zależy. Wiesz i to ja go nasłałam na ciebie, żebyś go pocałowała. Wiedziałam, ze zaboli cię to trzy razy mocniej. Powiem ci jeszcze jedno. Nigdy cię nie lubiłam.
Po tych słowach zakończyła a mi mój telefon upadł na ziemie z głuchym hałasem.


Wiem, ze denny ;')

Życie jest jak puzzle. Zamiast cieszyć się tymi elementami, które już ułożyliśmy zwracamy uwagę na te, których nie ma
lov ♥